Dzisiaj było 90 osób czytających te wspomnienia.!!!


Bardzo wszystkim dziękuję i zapraszam do współpracy.!! Czytają osoby z: Holandii, Belgii, Szwecji, U.S.A, Francji , Niemiec i oczywiście z POLSKI. Moja prośba jest nadal aktualna  PISZMY TO RAZEM. Czekam na Wasze wpisy i wspomnienia o Naszej Rodzinie.

Pozdrawiam: Józef BOROWCZYK

Sławno ul. Jedności Narodowej 20. Tu się urodziłem.


Obrazek

Wchodziłem do domu po wysokich schodach. Pierwsze okno to kuchnia dalej „stołowy” a trzecie okno to sypialnia. Z kuchni robiłem sobie….morze!! A co..  zamykałem odpływ wody w zlewie i odkręcałem kurki do oporu aż woda sięgała do kostek. Puszczałem okręty zalewając cały dom. Innym razem gdy rodzice poszli do kina wyjmowałem z szuflady kuchennej tygodniowy utarg Ojca z piekarni i przez okno w sypialni wyrzucałem forsę na podwórko…co  kto złapał to jego……. Niedługo potem Ojciec ok. południa wysłał mnie po bułki do..naszej piekarni. Super. „Obudziłem” się z zabawy dopiero około 21.oo i co teraz?? pobiegłem na dworzec kolejowy. Tam czynny był jeszcze  bufet . Bufetowa była jedyną osobą która współczuła mi tego wieczoru. Wchodzę do domu jest godzina 21.15 i słyszę.. Pol strzela.. Kolczyk strzela  jesttt. Kronikaaaa – Sportowaaaaa. Ojciec pyta gdzie byłeŚŚŚ ! Miałem 5 lat. W Warszkowie był pies HARAS. Nawet Dziadek dawał mu jeść podsuwając miskę grabiami. Pewnego razu podczas wizyty moich rodziców w Warszkowie moja Mama zaczyna strasznie krzyczeć. Wybiega Dziadek z domownikami i widzą Ziutka, który odgania HARASA od miski, sam wyjadając mu obiad. Podobno Dziadek nakazał wszystkim spokój?! bo pies mógł mnie zjeść żywcem. Po chwili wybawili mnie jakimś sposobem i chyba uratowali.  Były w Warszkowie również konie. Jak opowiadał mi Ojciec, pewnego razu długo mnie szukali w Warszkowie, aż ktoś znalazł Ziutka w stajni. Stałem pod koniem..a ten tańczył nade mną  z kopytami. Ileż to razy prosił mnie Dziadek bym „zostawił te czereśnie bo są jeszcze nie dojrzałe”.. Stasia Roguskiego stawiałem na warcie a sam narwałem pełen kapelusz, nosiłem „dziadkowy”. Teraz musiałem jeszcze dostać się przed bramę na drogę. Jedyna droga wiodła przez podwórko. Tam był Dziadek….Nałożyłem kapelusz na głowę i maszeruje z ogrodu przejściem na podwórko.. I wszystko by się udało, gdyby nie jedna z czereśni która wyglądała  spod kapelusza na moim karku.Często po kolacji umawialiśmy się na wojnę z poduszkami.  Jako młodszy rycerz miałem prawo wybru sobie rumaka!. Dosiadałem tylko ciotki Lucyny. Tworzyliśmy doskonałą parę. Dosiadałem oczywiście różne konie, ale ciocia była najlepsza. Przeciwnika mieliśmy jednego: Leszka. Kogo dosiadał Leszek? zabij nie pamiętam..Ten „stary koń” jak mawiała Babcia, bo pięć lat starszym, dostawał wielką i ciężką poduchę. No i wio…wygrać mógł tylko jeden, nad tym czuwała Babcia i moje ciotki. A okładaliśmy się naprawdę. Innym razem moi wujkowie namówili mnie bym nasikał Dziadkowi do kaloszy! Zrobiłem to wieczorem. Rano gdy jeszcze mocno spałem Dziadek „zmierzył” kaloszki. Podobno szukał jedynie tego który namówił Ziutka na takie psikusy.

Osoby rozdział to Ziutek i gołębie. Pewnego razu złapaliśmy dwa ptaki Rutowiczowi!! Wujek Waldek zapakował te gołębie  w torebki papierowe i kazał zawieść do Warszkówka do rodziny cioci Tereni……….wsiadaj na rower i dobrze je sprzedaj!!!! Bo……….. to były ptaki Naszego Wroga. Po paru dniach z moich gołębi nie została nawet połowa. Tak Rutowicz mi się odpłacił. No……. to ja każdej nocy przed snem-a spałem z Leszkiem w jednym łóżku- chodziłem do pokoju po drugiej stronie domu, tam gdzie stał wielki gar z miodem i…sikałem z okna Rutowiczowi na podwórko. Rutowiczowi nie darowałem nigdy. Gdy  wracał pod wieczór z krowami  już czekałem na niego i jego krowy.  Dziadek prosili mnie bym tego nie robił.  Siadałem na drągach od kopli naprzeciwko naszej bramy i..bzyyyyyyyyyyyyyy i bzyyyyy. Krowy dostawały szału.Unosił się tuman kurzu i powstawał zamęt nie do opisania. Biedne zwierzęta tratowały się w bramie Rutowicza.Ostatnia wkraczała Żaba.

Pozdrawiam:

BOROWCZYK Józef